235 (49). „Zaraz wracam” Anita Scharmach
235 (49). „Zaraz wracam” Anita Scharmach
Wydawnictwo Lucky
304 strony, oprawa miękka
2017
„Wsiadłam do mojego małego pierdzipiórka i ruszyłam. Z oddali widziałam już karetkę. Stanęłam wbrew przepisom na środku pasa. Pierdoliłam przepisy, pierdoliłam wszystko. Serce mi waliło jak oszalałe, do oczu napływały łzy, wyobraźnia podpowiadała najgorsze scenariusze.”
Martę spotyka ogromny dramat – w Wigilię traci w wypadku męża, a chwilę potem dwie córki. Na dziesięć lat opuszcza kraj i wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Tam robi karierę w agencji PR przeistaczając się w zimną i wyrachowaną sukę. Gdy zostaje wysłana do polskiej placówki, los każe jej przewartościować całe życie i stawiając na jej drodze dawnych znajomych oraz kompletnie nowe osoby zmienia jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. To scenariusz naprawdę dobrej historii, która jednak mnie nie kupiła…
Oczekiwałam wzruszającej historii, a dostałam dramat. Niestety jak dla mnie w losach Marty zabrakło realizmu, natomiast za dużo nawarstwiło się różnorodnych, momentami nieprawdopodobnych tragedii. Nieco muszę w tym momencie zaspojlerować, dlatego kolejny akapit będzie dla tych, którym to nie przeszkadza.
Niewiarygodne wydarzenia – nagła śmierć męża jadącego po spóźniony prezent, którą widzi Marta, po czym zostawia same córki w domu, dzwoni po swojego ojca. Ten przyjeżdża dosłownie po chwili i, z niewiadomych przyczyn, pakuje dziewczynki do swojego auta, nie zapina im pasów, po czym dostaje rozległego zawału i również się rozbija. Córki Marty doznają rozległych obrażeń i również giną. Naprawdę ciężko uwierzyć w taki scenariusz. Z jaką prędkością musiałby jechać, żeby tak się rozbić? Dodam, że dopiero wyjechał spod domu…
Niestety tragedie gonią tragedie. W powieści pojawiają się pokrzywdzone zwierzęta ze schroniska, hospicjum oraz samotny ojciec oraz zdradzająca z żonatym facetem szwagierka. Nadmiar, jak dla mnie. Mam za sobą już wiele książek obyczajowych, poruszających różne, czasami bardzo tragiczne wątki. Jednak czasem wiele, nie znaczy dobrze. W tym przypadku sam pomysł był naprawdę dobry, jednak forma zdecydowanie go przerosła. Życiem jednej bohaterki można by obdzielić co najmniej kilka.
„Spojrzałam na niego, zobaczyłam pełnego namiętności, silnego mężczyznę. Patrzył na mnie seksownie, całował, lizał i podgryzał usta. […]Chciałam tego, chciałam się kochać, poznać to uczucie na nowo. Kochać się z kimś, z kim się sympatyzuje. […] Zerwałam z niego bluzę, która uwidoczniła piękny tatuaż na klatce piersiowej, włożyłam rękę do spodni. Poczułam silne podniecenie, właściwie gotowe do ataku. […] Cieszyłam się jego męskością, słyszałam jazgot jego podniecenia.”
Kolejnym moim zarzutem do „Zaraz wracam” Anity Scharmach jest niestety styl i język. Powyższy przykład pokazuje, że niestety brak mu lekkości i płynności. Czasem musiałam kilkukrotnie wracać do przeczytanego fragmentu, by zrozumieć sens i przesłanie. Miałam nieprzyjemne poczucie „zgrzytania” treści. Bardzo mi przykro, ale według mnie Anita Scharmach ma do potrenowania i doszlifowania warsztat pisarski. Wulgarne słownictwo w połączeniu z infantylnymi wyrażeniami typu „miłosny warkocz” niestety sprawiają, że ta powieść nie zajęła wysokiego miejsca w moim rankingu. Na pewno sięgnę po inną powieść autorki, być może mile się zaskoczę. Dodam, że to oczywiście moja całkowicie subiektywna opinia i każdy ma prawo się z nią nie zgodzić.
Like this:
Like Loading...
Related
Tagged with: Anita Scharmach, nawrócenie, poprawa, powrót, suka
Oj… 🙁
i tak przeczytam <3
Być może Twoja opinia będzie całkiem odmienna. Każdy dostrzega co innego 😉
To stanowczo nie moje klimaty. Jestem tylko ciekawa jednego: jak jazgocze podniecenie? Chyba mało jeszcze wiem o życiu 😀
Jestem mężatką od ośmiu lat i też nie wiem…
Przyznam, że książkę przeczytałam w jeden dzień i mimo że momentami była bardzo trudna (dramatyczna) to stylistycznie ciężko o lżejszą lekturę. Aż czekałam kiedy coś znowu uderzy, bo po pierwszej połowie druga była istną sielanką. Ilu czytelników tyle gustów 😉
Pozdrawiam, Iza
Nie zgodzę się z tą recenzją a to dlatego że w/g mnie książka jest bardzo dobrze napisana sama osobiście przeczytałam ją dwa razy,nie dlatego że jest zła ale dlatego że jest z sercem napisana,i nie mogłam jej tak po prostu odłożyć na półkę bo historia Marty jest mi bardzo bliska. A odnosząc się do tego co przeczytałam w tej recenzji może takie tragedie nie zdarzają się każdemu ale niestety życie jest okrutne i nas nie oszczędza. Jednemu pobłarza a drugiemu dowali z nawiązką. W tym przypadku padło na Martę .Uważam też że żeby podnieść się że swojego nieszczęścia trzeba zauważyć że inni też cierpią,i to autorka zrobiła świetnie pokazała nam światełko w tunelu jak z niego wyjść. Nie każdy ma na tyle odwagi żeby to zrobić a co dopiero napisać.
Z zamkniętymi oczami będę sięgać po kolejne książki tej autorki czyli twoje Anita
To się dziewczyny dużo musicie nauczyć;-) Jestem mężatką 42 lata i wiem!
jazgot – np. jako bardzo głośny, piskliwy krzyk
I to jest fajne, bo nie każdemu musi się podobać wszystko 😉
Dlatego to moja subiektywna opinia i nie dziwię się, że wielu osobom ta książka się spodobała. Sam pomysł na historię świetny, jednak mi kompletnie całość nie przypadła do gustu…
Ale jak jazgocze podniecenie?? 😀
"Cieszyłam się jego męskością, słyszałam jazgot jego podniecenia."…czego tu nie rozumiecie? Krzyknął jak dotknęła jego penisa! Orgazm miał dzieciaki!
jazgot podniecenia jest the best. Może kupię, żeby się pośmiać?