Posted in
book tour,
dark fantasy,
Fantastyka/science-fiction/horror,
Lit. polska,
miłość,
paranormal romans,
powieść fantasy,
powieść polska,
romans,
walka,
Władczyni Mroku
19 października 2017
283 (97). „Władczyni Mroku” K.C. Hiddenstorm – BookTour
283 (97). „Władczyni Mroku” K.C. Hiddenstorm
Wydawnictwo Hot Art
557 stron, oprawa miękka
2016
„Tytułują mnie Władczynią Mroku, jestem wyklętą małżonką najpotężniejszego, najdoskonalszego z upadłych aniołów – Lucyfera, z którym wspólnie władamy Piekłem. Jestem starsza niż wieczność, jestem diabłem, który rozpoczął swój żywot jako ludzka istota. Jestem pierwszą kobietą stworzoną przez Niebieskiego Ojca. Jestem tą, która wzgardziła Jego złudną łaską i wyrzekła się Jego pokrętnego miłosierdzia. Na imię mi Lilith.”
Po „Władczynię Mroku” sięgałam z mieszanymi odczuciami i uczciwie przyznaję, że po lekturze też mi takie zostały. Nie do końca potrafię sklasyfikować tę powieść. Z jednej strony zaliczyłabym ją do paranormal fantasy, z drugiej momentami ocierała się o elementy horroru w połączeniu z demoniczną obyczajówką. Przyznam, że to iście wybuchowa mieszanka…
„Wiem, co widzę i wiem, że mój kot również to widzi. wiele osób uważa, że koty widzą inny wymiar – duchy, anioły, demony, tego typu rzeczy – więc to by się nawet zgadzało.”
Megan ma trzydzieści trzy lata i od długiego czasu obserwuje u siebie „nietypowe” zachowania i umiejętności. Widuje kątem oka ciemnoskrzydłe postaci a wokół niej dzieją się rzeczy, które śmiało można uznać za niewiarygodne. W ostatnim czasie następuje ich kulminacja, która kończy się zwolnieniem z pracy. Ta ziemska warstwa historii była dla mnie momentami komiczna i przerysowana. Główną bohaterkę miałam chęć nazwać demoniczną Bridget Jones. Jej popaprane myśli, nieskoordynowane działania i ogromne umiłowanie do używek wszelkiego rodzaju zdecydowanie nie działało na korzystny wizerunek.
„Właściwie to aż mnie ssało na samą myśl o prochach. Nie wypada się do tego głośno przyznawać, wiem, jednak spójrzmy prawdzie w oczy, ludzie nie sięgają po alkohol czy narkotyki, bo są szczęśliwi, przeciwnie – robią to, bo rozpaczliwie szukają szczęścia.[…]Moje podejście do prochów jest liberalne, nie naiwne – trzeba uważać, żeby z lekarstwa na problem nie zmieniły się w problem sam w sobie. […] Dopóki nie przeginałam, dopóki nie traciłam kontroli, wszystko było OK.”
No kurcze… Nie… To do mnie absolutnie nie przemawia. Owszem – wizje, sny i nadnaturalne moce – to są atuty. Upijanie się do nieprzytomności i utrata filmu co parę dni – zupełnie nie mój klimat. Momentami zastanawiałam się nawet, czy nie byłoby bardziej wiarygodne, gdyby główna bohaterka wyobraziła sobie całą tą diabelskość z powodu przedawkowania…
„[…] z biegiem czasu zaczynałam coraz bardziej nienawidzić tych kretyńskich spożywczych zdrobnień. Nie chwytało mnie bycie pierniczkiem, morelką, fistaszkiem czy innym takim gównem.”
Do chlania i ćpania dochodzi jeszcze jeden zgrzytający element w postaci chłopaka Megan, który jest tak poprawny, że aż robi się słabo. Omlety z tofu, poranne bieganie, zero używek i na dodatek świetna kariera prawnika. Cud chodzący a tak naprawdę po prostu dupek. Do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ze sobą byli… Ja nawet gdybym nie była demonicą zaciukałabym go po kilku dniach. Musze przyznać jednak, że wstawki z Jimem i jego spożywczymi zdrobnieniami dodawały książce lżejszego, humorystycznego szlifu. Co znów mnie sprowadza do „Dziennika Bridget Jones”…
„[…] wbrew temu, co mogłoby się wydawać, upadli nie byli pozbawionymi uczuć potworami; zdolni byli pożądać, kochać, cierpieć, czasem nawet współczuć.”
Cała historia to jednak nie przypadki alkoholiczki, a niesamowite, ponadczasowe i ponadwymiarowe love story. Para idealna, przeznaczona sobie na wieczność i rozdzielona przez odwiecznego wroga. O tak, ten motyw trafił w mój gust no i serce. Pomysł na miłość silniejszą od śmierci, walkę dobra ze złem, które ma w sobie więcej uczuć niż obojętny Bóg – to ogromne atuty „Władczyni Mroku”. Ukazanie Lucyfera jako postaci, która kocha i potrafi dla miłości zdobyć się na największe poświęcenie a na przeciwnym krańcu odsuwającego się od jakiejkolwiek odpowiedzialności Boga i skłonnego do megalomanii anioła, są zabiegami niezwykłymi i nadającymi powieści mocnego, dramatycznego wydźwięku. Fragmenty, w których opisane zostały piekielne i anielskie wydarzenia były, według mnie, najlepszymi w książce. Wnosiły nastrój i były wyjątkowe.
„Ten mężczyzna zdawał się kochać mnie miłością tak wielką, że w jej imię gotów był zniszczyć cały świat.”
Jak już pisałam na wstępie, „Władczyni Mroku” pozostawiła we mnie mieszane odczucia. Z jednej strony nie dało się przejść obok nadnaturalnej historii miłosnej, która rozpala emocje i pozwala uwierzyć, że miłość może pokonać wszelkie bariery. Nie odstraszyły mnie również wstawki rodem z powieści grozy. Według mnie autorka ma ogromny talent do plastycznych opisów aktów przemocy. To naprawdę komplement, bo udało jej się wyważyć groteskę i realizm i nie pójść w stronę komizmu czy obleśności.
Jest jednak ta druga strona, która nieco mi przeszkadzała w lekturze. Przede wszystkim to spora objętość powieści i „przegadanie” niektórych wątków. Uważam, że ucięcie czy skrócenie kilku z nich zdecydowanie wyszłoby na plus dla całokształtu. Drażniła mnie też rozpaplana w myślach Megan, która ciągle kłóciła się sama ze sobą. Moim zdaniem za bardzo był też uwypuklony jej zwyczaj sięgania po butelkę whisky albo po coś mocniejszego przy każdej nadarzającej się okazji a potem usiłowanie uzupełnienie luk w pamięciach. Miałam wrażenie, że przez trzy czwarte książki bohaterka albo jest na haju albo na kacu…
Reasumując, szatańskie love story in plus, demoniczna Brygida in minus 😉 Ale całość ciekawa, intrygująca i nietuzinkowa. Z ciekawością będę śledzić poczynania młodziutkiej autorki i obserwować, czy udało jej się doszlifować warsztat. A za możliwość przeczytania „Władczyni Mroku” w ramach Book Tour dziękuję autorce,czyli K.C. Hiddenstorm oraz organizatorce:
|
http://www.halmanowa.pl/ |
Like this:
Like Loading...
Related
Tagged with: alkohol, anioł, demon, K.C. Hiddenstorm, Lilith, Lucyfer
A więc jednak wątek miłosny osadzony w tej osobliwej scenerii i Ciebie urzekł 🙂 To dobrze! Megan cóż… jest dość specyficzna, ale ja tam ją polubiłam, bo miałam z niej niezły ubaw 😛
Mam w planie, bo czeka z dedykacją na swoją kolej na półce. Mam nadzieję, ze mi spodoba się bardziej. 😉
Czekam na wrażenia!