341 (35). „Troje na huśtawce” Natasza Socha
341 (35). „Troje na huśtawce” Natasza Socha
Wydawnictwo Edipresse
320 stron, oprawa miękka
2018
„Każdy dzień składa się z bardzo zwyczajnych fragmentów, pospolitych minut i godzin wypełnionych czymś, co nazywasz egzystencją.”
Koralia ma czterdzieści dwa lata, a jej życie jest po prostu… nudne. Kobieta ma za sobą nieudane małżeństwo, ale zawsze może liczyć na swoją najlepszą przyjaciółkę, Aurelię. Wspierały się wzajemnie w trudnych chwilach,wspólnie wychowywały syna tej drugiej i stawiały na nogi po potknięciach. Jednak nadszedł moment, w którym w ich przyjaźń wkrada się zgrzyt. Tajemnica, która może rozdzielić kobiety i na zawsze zaprzepaścić ich przyjaźń. Bo jak powiedzieć, że zakochało się w synu najlepszej przyjaciółki, młodszym o osiemnaście lat?
„Każda miłość jest różowa jak piwonie mojej babci, przynajmniej na początku. Z czasem niektóre z nich zakwitają niczym puszyste kule, inne więdną, a jeszcze inne gniją albo na zawsze pozostają pąkami.”
Powieść Nataszy Sochy jest o miłości moralnie niepoprawnej, nie mieszczącej się w ogólnie przyjętych normach. Świeżej, soczystej, o smaku owocu zakazanego. O ile społeczeństwo przyzwala na związki starszych mężczyzn z młodszymi partnerkami, to odwrotny układ budzi w ludziach niesmak. Bo jak to tak – ona już prawie przejrzała, a on taki młody… Ale czy miłość można sobie wybrać? Powiedzieć sobie – jego nie pokocham, bo jest dla mnie za młody? Czy może to nie miłość a jedynie fascynacja, odkrywanie nieznanego?
„Na każdą kobietę, bez względu na wiek, stopień pomarszczenia skóry, kolor spódnicy czy też nieoczywistość urodową, spoglądał tak, jakby była kimś wyjątkowym.”
„Troje na huśtawce” jest napisana w dość nietypowy, nieco dla mnie męczący w odbiorze sposób. Można uznać, że to dość chaotyczny strumień myśli głównej bohaterki. Narracja przeskakuje między różnymi okresami w życiu Koralii, od dzieciństwa i młodości, przez czas, w którym usiłowała być przykładną żoną, aż do chwil obecnych, w których jest jednocześnie szczęśliwa i zagubiona w swoim szczęściu.
„Strach jest najgorszym doradcą. Strach wymieszany z niepewnością – jeszcze gorszym.”
To zagubienie jest chyba najsilniej przebijającym się motywem w powieści. Towarzyszyło bohaterce przez całe życie. Zawsze coś jej przeszkadzało, uwierało, a ona usiłowała się dopasować do własnych i cudzych wyobrażeń o swoim losie. Odkrycie zakochania w synu przyjaciółki wywróciło jej cały światopogląd ale jednocześnie nauczyło patrzeć na siebie i w siebie. I chociaż to Aurelia wydaje się być tą bardziej odważną, wyemancypowaną i pewną siebie, to tak naprawdę ona także tkwi w swoistym schemacie
„Kobiety często muszą się maskować. Chować swoją różowość pod szafę, zamykać ją w puszkach i udawać, że są chropowate, stalowe i przydymione.”
Zresztą cała powieść jest historią o schematach, normach, wzorcach, które wszyscy wyznajemy i usiłujemy się do nich dopasować. Bo bycie „innym” gryzie w oczy i powoduje wytykanie palcami. „Troje na huśtawce” opowiada o przełamywaniu stereotypów, o odwadze, której potrzeba, by tego dokonać, i o ryzyku, z jakim się to wiąże. Koralia ma lat czterdzieści dwa, Tytus dwadzieścia cztery. Czy ten romans to miłość czy tylko przygoda?
„Przyjaźń jest mieszanką wspólnych przeżyć i wspólnych kłótni. Pomaganiem sobie nawzajem i stawanie murem w sytuacjach, kiedy inni plują. Pogłaskaniem i pogrożeniem. Akceptacją, wspieraniem, dochowywaniem tajemnic, szczerością, wybaczaniem, szanowaniem cudzego zdania.”
Przyjaźń między Koralią i Aurelią przetrwała więcej niż jakikolwiek ich związek z mężczyzną. Ale czy obie wnoszą do niej tyle samo? Młodsza o kilka lat Koralia traktuje przyjaciółkę jak idolkę, niedościgniony wzór do naśladowania. Sama chciałaby być tak silna i odważna w mowie i działaniu jak Aurelia, jednak wciąż pozostaje w jej cieniu. Staje się jej cieniem i dopełnieniem. Do momentu, gdy jej relacja z synem Aurelii przestaje być opiekuńczo-matczyna i przechodzi w erotyczną i uczuciową fascynację. Przyjaźń, czy miłość? Lata wspólnych doświadczeń czy przygoda i podróż w nieznane?
„Dlaczego kobiety widzą znacznie więcej? Dlaczego wydaje im się, że podarowanie kwiatów jest zaproszeniem do związku, a chwycenie kogoś za rękę prowadzi prosto do ołtarza?[…] Kobieca interpretacja zdarzeń zwykłych jest doprawiona nadmiarem fantazji i podświadomymi pragnieniami.”
Bardzo mi się podoba, że Socha po raz kolejny nie boi się sięgać po kontrowersyjny temat i robi to w swoim własnym, lekko gorzkim stylu. To nie jest banalny romans, ani opowiastka dla znudzonych mężatek. Ta historia drażni jak za ciasny stanik albo wełniane skarpety. Z jednej strony powtarzamy slogany, że każdy ma prawo kochać, z drugiej na wszelkie objawy miłości „innej”, wymykającej się ze standardów reagujemy zgorszeniem i niesmakiem. Gdyby jeszcze chodziło tylko o romans z taką różnicą wieku, pewnie każda z czytelniczek miałaby jedynie wypieki na twarzy podczas lektury. Jednak wśród nich jest pewnie wiele matek, takich jak ja, które skręca na myśl, że ich syn mógłby związać się z kobietą o osiemnaście lat starszą. Na dodatek taką, która opiekowała się nim w dzieciństwie i którą traktowałyśmy prawie jak jego drugą matkę…
„Dlaczego w dzisiejszych czasach odmawia się prawa do szczęścia czterdziestoletnim kobietom? Dlaczego uważa się, że ich czas dobiegł końca, że powinny ustąpić miejsca młodszym, których ciało ciągle jeszcze produkuje kolagen.”
Trudno mi jednoznacznie określić swoje odczucia po lekturze. Z jednej strony to szok, z drugiej zachwyt, a z jeszcze innej lekki niedosyt. Tradycyjnie już Socha nie idzie utartym szlakiem i nie podsuwa gotowych rozwiązań, pozostawiając czytelnika z setką pytań. Ten chaos narracyjny sprawił, że nie do końca poznałam charakter i motywy Koralii i jej zależność od Aurelii. Zbyt wiele zostało niewiadomych, za dużo domysłów. Zabrakło mi też lepszej charakterystyki Tytusa, który, mimo, że jest główną postacią męską, pojawia się jedynie fragmentarycznie i w niedopowiedzeniach. Wydaje mi się też dość… infantylny to za mocne słowo, ale niefrasobliwy, ulegający chwili, mocno młodzieżowy. Patrząc z boku, przepaść pomiędzy Koralią i Tytusem jest nie do przeskoczenia. A jednak…
„<<Na zawsze>> jest po prostu zbyt zachłanne, w każdym związku i w każdym układzie. Nie trzeba go deklarować i nie wolno o nie prosić. Niech się wydarzy. Po prostu.”
Tytułowych „Troje na huśtawce” to Aurelia, Tytus i Koralia. Ta ostatnia stojąca pośrodku, rozbujana przez pozostałą dwójkę, nie potrafi wybrać, co jest dla niej ważniejsze – wieloletnia przyjaźń, czy dodająca skrzydeł miłość? Ta huśtawka raz wznosi ją do góry, raz każe opadać w dół, nie pozwala zachować równowagi.
Książka Nataszy Sochy to trudna lektura, którą trzeba sobie dawkować, odkrywać małymi fragmentami i się w nią wczuwać. Nie polubiłam Koralii, pewnie ze względu na opisane wcześniej moje „macierzyńskie” spojrzenie na całą sytuację. Związek opisany przez autorkę przekracza niestety i moje skostniałe schematy społeczne, nigdy się z taką sytuacją w moim najbliższym otoczeniu nie spotkałam i może dlatego trudno mi ją zaakceptować. Jednak styl Sochy jak zwykle mnie ujął tą swoją drapieżnością, gorzką ironią i brakiem słodko-pierdzących różowych jednorożców.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję
Tagged with: Aurelia, kontrowersje, Koralia, Natasza Socha, romans z młodszym, Troje na huśtawce, Tytus