382 (73). „Ślepy archeolog” Marta Guzowska
382 (73). „Ślepy archeolog” Marta Guzowska
Wydawnictwo Marginesy
397 stron, oprawa miękka
2018
„-[…]To był dzień jak co dzień.
– Wyjąwszy zwłoki na wykopie.
Nie odpowiedziałem, bo nie lubię gadać o rzeczach oczywistych.”
Mam chyba ostatnio serię „pierwszych spotkań”. Tym razem po raz pierwszy, za namową jednej z czytelniczek, sięgnęłam po książkę Marty Guzowskiej. Trafiło na „Ślepego archeologa”czyli jej najnowszą powieść, nie należącą do żadnego cyklu. Nie mogę powiedzieć, że wpadłam w zachwyt, jednak nie była to też odrzucająca i męcząca lektura. Zdecydowanie za to nie polubiłam się z głównym bohaterem… Tom Mara, czyli tytułowy ślepy archeolog niesamowicie mnie drażnił. Nie poczułam do niego ani grama sympatii. Czy to zdyskwalifikowało książkę?
„Musiałem z całej siły trzymać się poręczy przed sobą, żeby nie spaść z siedzenia i nie obijać się o sąsiadkę, która pachniała smażoną cebulą i perfumami z supermarketu. Autobus śmierdział benzyną i starymi, nigdy niepranymi obiciami, za to w nucie zapachowej pozostałych pasażerów dominował czosnek.”
Wręcz przeciwnie. Lubię się wkurzać na książkowe postaci i warczeć na ich postępowanie. To dodaje historii realizmu i energii. Marta Guzowska w „Ślepym archeologu” zaczęła opowiadać zdarzenia prawie od końca, przeskakując potem do wcześniejszych dni i pozwalając przemawiać ślepcowi. To dość intrygująca narracja, która całkiem zmienia perspektywę. Bo Tom nie opisuje postaci pod względem wyglądu, nie opowiada o swoim otoczeniu zbyt wiele. Przemawia innymi zmysłami – dotykiem, węchem i słuchem. Oraz wyćwiczoną pamięcią, która pozwala mu się poruszać praktycznie bez przeszkód nawet na terenie wykopalisk. Opisując postaci, Mara skupia się na tym, czego nie dostrzegają tak bardzo ludzie widzący. Na przykład wielokrotnie podkreśla jak zapach papierosów tłumi inne, w jaki sposób po ocieraniu włosów o bluzkę można odkryć czyjeś zdenerwowanie. Ślepota jest dla Toma jednocześnie darem i przekleństwem.
„Naprawdę wkurzające w byciu ślepym jest to, że nie sposób ocenić do końca, co widzi druga osoba. Na co dzień da się z tym żyć, ale ciężko popełnić przestępstwo, nawet takie drobne.”
No właśnie – sam bohater każe się nazywać ślepym, nie niewidomym. Swoje kalectwo traktuje jako coś normalnego, na objawy litości i współczucia reaguje wręcz alergicznie. Poza tym jest, moim zdaniem, zadufanym w sobie egocentrykiem, który ma o sobie zbyt wysokie mniemanie. Przez całą powieść wielokrotnie przewijają się jego przechwałki. O inteligencji, osiągnięciach, pamięci, a nawet o seksualnych umiejętnościach. Nie kibicowałam mu wcale w jego działaniach, zwłaszcza, że wielokrotnie działał sam na własną niekorzyść. W pewnym momencie, przyznaję to bez bicia, życzyłam mu nawet bardzo źle…
„To nieprawda, że ślepcy tęsknią za zmysłem wzroku.Nie można tęsknić za czekoladą, jeśli nigdy się jej nie jadło albo posmakowało tylko w dzieciństwie.”
Cała fabuła stworzona przez Guzowską w powieści „Ślepy archeolog” jest jednocześnie prosta, jak i zaskakująca. Początkowo nieco przydługa i rozwlekła, potem nabiera tempa. Momentami nieco szarpana i nie do końca jasna historia i kompletny twist na zakończenie. Zabrakło mi nieco w tym kryminale tytułowej archeologii. Były wykopaliska i kilka faktów o tej dziedzinie, ale mimo wszystko zniknęła ona pod przytłaczającą sylwetką głównego bohatera. Warstwa kryminalna była intrygująca – tajemnicze smsy, psychologiczne sztuczki, kilka pobocznych wątków, które odwracają uwagę. Całość oceniam pozytywnie, chociaż bez efektu „wow”. Nie zagryzałam palców z niecierpliwości ale też nie ziewałam ze znudzenia. Pewnie sięgnę jeszcze po kolejną książkę Marty Guzowskiej, może tym razem wybiorę któryś z cyklów…
Egzemplarz przeczytany dzięki
Tagged with: ceramika, Kreta, Marta Guzowska, niewidomy, ślepota, Ślepy archeolog, Tom Mara, wykopaliska, zapach