557(13). „Agathe” Anne Cathrine Bomann
Kiedy wyszła, stąpając niemal bezgłośnie, z parasolem w paski zawieszonym na przedramieniu, zastanawiałem się, co to mogło dla niej oznaczać: że się żyje. Patrząc z boku, można było przecież odnieść wrażenie, że to właśnie robi: jej serce biło, zdobyła wykształcenie i założyła rodzinę. Jeśli Agathe nie żyła, to kto żył?
Tytuł polecony mi przez Annę Musiałowicz na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie trochę poczekał na swoją kolej. Ale wreszcie mnie skusił, szczególnie niewielką objętością. I wiecie co? To było dobre… Proste, a jednak trafiające do głębi. Zmuszające do myślenia i… czucia. Bo właśnie na tym opiera się fabuła „Agathe”. Na zaglądaniu do swojego wnętrza, by odnaleźć chęć do życia.
Życie w oczekiwaniu
Czy ja też spędzę resztę swoich dni, wpatrując się w pudełko pokazujące mi obcych ludzi i obsiewając rabatki w ogrodzie, a poza tym już tylko śpiąc i jedząc, gdy własne ciało będzie mi się rozpadać w rękach?
Ta książka jest odliczaniem. Psycholog, którego poznajemy, za pięć miesięcy odchodzi na emeryturę. Zaczyna liczyć, ile jeszcze rozmów z pacjentami go czeka. Każda jest podobna do poprzedniej. Już dawno stracił nadzieję na wyleczenie pacjentów. Ba, on ich nawet nie słucha (nomen omen mam wrażenie, że to niestety częsta praktyka w gabinetach). Aż na jego kozetkę trafia Agathe. Łamie jego plan, wyciąga z marazmu, zmusza do wyjścia z bezpiecznej bańki…
Życie bez życia, obok życia
– Sądzę, że życie jest za krótkie i za długie zarazem. Za krótkie, aby człowiek zdążył nauczyć się żyć. I za długie, ponieważ z każdym dniem coraz bardziej uświadamiamy sobie własną niemoc.
Główny bohater i jednocześnie narrator jest człowiekiem zmęczonym. Znużonym codziennością i rutyną, a jednak w niej tkwiącym. Jak wielu z nas ma dokładnie ten sam problem. Trzymamy się szarości, bo jest bezpieczna. Przyzwyczajamy do niewygody, bo jest nasza. Narzekamy, ale nic z tym nie robimy. Nie każdy musi żyć po to, by być zapamiętanym przez tłumy. Ale szkoda żyć tak, by stać się zapomnianym przez wszystkich… Autorka w tej krótkiej historii pokazuje jak pomału otwierają się oczy na życie wokół. Nigdy nie jest za późno, by coś zmienić. Nie zawsze ta zmiana się uda. Nie zawsze będzie łatwa. Ale jeżeli nie nastąpi, to znikniemy.
Lekarzu lecz się sam
– […]mówiąc szczerze, nie jestem pewien, jak mogę pomóc – odezwałem się. – Nigdy nikogo nie kochałem.[…] – Tak, nie wszyscy mamy to szczęście. Może panu lżej będzie umierać. – Możliwe – zgodziłem się. – Ale trudniej żyć.
Książka Bomann jest fascynująca z kilku względów. Po pierwsze przedstawia psychologa odartego z boskości. Ktoś, kto ma leczyć psychiczne problemy, sam nie radzi sobie z własnymi i na dodatek nie szanuje swoich pacjentów. Lekarz okazuje się być słaby i chory. Po drugie ta historia jest tak prosta, że łatwo ją przełożyć na własne doświadczenia i emocje. Nie tyle wejść w buty bohatera, ile pójść własną ścieżką korzystając z jego mapy.
Życzę Wam Agathy na Waszej drodze
Gorąco polecam Wam ten tytuł. Lektura zajmie jeden wieczór. A wniesie sporo do Waszego życia. Otworzy pewne klapki, zmusi do spojrzenia z dystansu na siebie. Ja poczułam potrzebę posprzątania pewnych spraw, otwarcia się na nowe i chęć ruszenia do przodu zamiast tkwienia w oczekiwaniu. Owszem, można czekać, ale niech to nie determinuje naszego jestestwa. Życzę wam, by na Waszej drodze stawały takie Agaty. Które wyrwą Was ze schematów i gorzkiego czekania na „kiedyś”.
Tagged with: Agathe, czekanie, debiut, emerytura, psycholog, terapia, zmiany