259 (73). „Zielone kalosze” Wanda Szymanowska
259 (73). „Zielone kalosze” Wanda Szymanowska
Wydawnictwo Novae Res
143 strony, ebook
2014
„Podobno bogactwo uszczęśliwia ludzi najbardziej, jednak przekonała się na własnej skórze, że to <<nicniemanie>> pozwala osiągnąć najwyższe stadium szczęścia – błogostan.”
„Zielone kalosze”, czyli pierwszy tom tak zwanej „trylogii obuwniczej”, to moja pierwsza przygoda z twórczością Wandy Szymanowskiej. I muszę powiedzieć, że jestem bardzo mile zaskoczona, bo to jedna z milszych lektur ostatniego czasu. Perypetie Antoniny i Steni niesamowicie wciągają i są bardzo życiowe. Historia dojrzałej kobiety, która wyjeżdża do małej wioski by na nowo poukładać sobie życie, przypomina nieco cykl książek Grocholi zapoczątkowanych bestsellerowym „Nigdy w życiu”. Jednak mniej jest tutaj romansu, a więcej życiowej prawdy i szerokiego spojrzenia na rzeczywistość.
„Antonina była dość osobliwym melomanem. Uważała, że nie ma muzyki dobrej i złej, poważnej i niepoważnej, dlatego lubiła każdy gatunek, w zależności od okoliczności i nastroju.”
Główna bohaterka od dawna nie jest już nastolatką, jej córka jest dorosła i kompletnie nic nie trzyma jej przy apodyktycznym mężu. Dlaczego ta wrażliwa kobieta tak długo wytrzymywała w nieudanym związku? Autorka na przykładzie Antoniny pokazuje, że pozory i źle zrozumiane pojęcie wygody i stabilizacji nieraz zatrzymują kobiety u boku niewłaściwych mężczyzn. Bo są na ich utrzymaniu, bo nie potrafią się usamodzielnić, bo mogłoby być gorzej… Ale czy warto czekać na to „gorzej”? Nie ważne jednak kiedy, lecz by w końcu podjąć ten odważny krok, jak Tosia, i wyzwolić się z szablonu, w który dało się wtłoczyć.
„Ada mawiała, że sztuka dyplomacji polega na tym, by tak długo mówić <<ty śliczny pieseczku>>, aż się nie znajdzie odpowiedniego kamienia lub kija.”
Determinacja, jaką wykazuje się bohaterka „Zielonych kaloszy” okazuje się elementem zapalnym do działania dla osób, które kobieta napotyka na swojej drodze. Zahukana przez męża-pijaka Stenia, sklepowa z Ruczaju Dolnego, do którego przeprowadza się Antonina, to równie ważna dla powieści postać. Ta nieskomplikowana i prosta kobieta zgadza się na życie pod dyktaturą ślubnego tyrana, bo nie zna innego rozwiązania. Dopiero świeżość, jaką swoją obecnością wnosi Tosia, oraz jej wsparcie i przyjaźń, pozwalają Steni na otwarcie oczu. Antonina budzi do życia zaspanych i zgnuśniałych mieszkańców, dając im nowe cele i możliwości ich realizacji.
„Tosia nie czuła się już od dawna mężatką, bo nie wiedziała, czy ma męża, czy ma tylko dokumenty stwierdzające jego posiadanie.”
Tytułowe kalosze są według mnie synonimem czegoś prostego i bardzo optymistycznego. Chronią przed błotem, także tym życiowym, a jednocześnie cieszą swoją zielenią. Są konkretną podstawą do wkroczenia na nową ścieżkę życia. Ta powieść to swoisty manifest kobiecej siły. Autorka, na przykładzie swoich bohaterek, pokazuje, że „słaba płeć” ma ogromną moc, a kiedy kobiety zbiorą się razem, nikt i nic ich nie powstrzyma. „Zielone kalosze” są świetnym przekrojem przez różnorodne osobowości i stereotypy. Wanda Szymanowska nie moralizuje, nie oskarża, ani nie wskazuje jednej jedynej właściwej ścieżki. Jednak daje kilka bardzo cennych, życiowych wskazówek.
„Człowiek jest w zasadzie istotą przyzwyczajoną do życia w stadzie i źle znosi długotrwałą samotność.”
„Zielone kalosze” polecam głównie kobietom, a w szczególności tym na życiowym zakręcie. Niech się dowiedzą, że nie są same, a rozwiązanie problemu wymaga odwagi, ale jest na wyciągnięcie ręki. Ta książka jest lekka i nielekka jednocześnie. Napisana ze sporą dawką humoru i momentami poetycką wrażliwością na ludzi, a jednocześnie poruszająca wiele trudnych i bolesnych tematów. Polecam ją Waszej uwadze i czekam na opinie po lekturze!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Autorce.
Like this:
Like Loading...
Related
Tagged with: Antonina, determinacja, Ruczaj Dolny