„Płock czekał na odpowiedni moment” – Wywiad z Małgorzatą Garkowską
O Autorce przeczytać można niewiele:
Płocczanka. Mama trójki dzieci.
Pasjonatka fotografii. Pisarka.
Przyjaciółka kotów.
A książek ma na koncie już całkiem sporo.
Z Małgorzatą Garkowską rozmawiam o sadze „Dzwony o zmierzchu”, historii, inspiracjach i planach.
Historia Płocka
Dorota Lińska-Złoch/Przeczytanki (P): Do tej pory wydawałaś powieści współczesne, skąd pomysł na sięgnięcie do historii?
Małgorzata Garkowska (MG): Do konkretnej historii – miasta, w którym od urodzenia mieszkam, chciałam siegnąć już w momencie kiedy pisałam swoją debiutancką powieść, ale nie czułam się gotowa. Mój warsztat i styl dopiero się rozwijały, chciałam też przygotować się merytorycznie. Poza tym miałam do opowiedzenia kilka innych historii i Płock czekał na odpowiedni moment. Ale „od zawsze“ wiedziałam, że napisze taką powieść.
P: Czemu akurat Płock jako miejsce akcji?
MG: Płock to dawna stolica Polski, siedzib i miejsce pochówku królów, miasto z bogatą historią. A Płock przedwojenny był niezwykle interesującym miejscem. Malowniczo położny nad szeroką wstęgą rzeki, z Katedrą na Wzgórzu Tumskim przyciągał podróżników, artystów i był dumą swoich mieszkańców. To miasto wielokulturowe, w którym obok siebie żyli przedstawiciele różnych narodów i wyznań. Poza tym pisanie o Płocku sprzed stu lat było dla mnie niesamowitą przyjemnością, zbierając materiały, czytając pamiętniki i zachowane gazety z tamtych czasów czułam się jakbym poznawała ludzi ówcześnie mieszkających przy ulicach, po których chodzę dzisiaj.
Wiadomości prasowe
P: Jak wyglądały przygotowania do napisania sagi? Gdzie szukałaś materiałów? Czy konsultowałaś się z ekspertami z dziedziny historii?
MG: Przede wszystkim odświeżyłam sobie wiadomości z ogólnej historii Polski z okresu tuż po odzyskaniu niepodległości, wojny bolszewickiej i okresu międzywojennego, potem sięgnęłam już po bardziej „specjalistyczne“ lektury, czyli te związane bezpośrednio z Płockiem: przewodniki po Płocku wydane przed wojną, opracowania dotyczące ogólnie historii miasta, jak i te bardziej szczegółowe np. o obronie Płocka w 1920 roku, materiały o policjantach, spis ulic i jak się zmieniało nazewnictwo, a przede wszystkim wydawane wówczas w Płocku gazety. Przeczytałam tych dzienników naprawdę dużo. Właściwie pisanie każdego rozdziału poprzedzałam wnikliwą lekturą prasy, by jak najwierniej oddać realia. Po napisaniu o konsultację merytoryczną poprosiłam doktora Michała Kacprzaka, historyka, harcerza i nauczyciela historii w płockiej Małachowiance, który również jest „płockofilem“.
P: Podczytuję czasem u Ciebie ciekawostki historyczne, które podrzucasz: przepisy, ogłoszenia, artykuły sprzed lat. Czy są one dla Ciebie inspiracją?
MG: Ogromną. Po pierwsze uwielbiam międzywojenną prasę, przyjemność sprawia mi obserwowanie języka jakim wówczas się posługiwano, poznawanie realiów życia zwykłych, podobnych nam ludzi. W każdym rozdziale „Dzwonów o zmierzchu“ jest coś zaczerpniętego bezpośrednio z prasy z miesiąca i roku, w którym toczy się akcja. Czasem to informacja o pogodzie, czasem konkretne ogłoszenie czy wydarzenie jak występ artysty lub zabawa.
Ona i on – o bohaterach
P: Skąd pomysł na takich, a nie innych bohaterów? Policjant i artystka to niespotykana mieszanka.
MG: Dokładnie nauczycielka (z wykształcenia) i policjant. Ale rzeczywiście, Janina nie pracowała w zawodzie i można nazwać ją artystką bo rysowanie było ważną częścią jej życia. Nie chciałam pisać o postaciach „ze świecznika“, zasłużonych mieszkańcach, którzy w Płocku są dobrze znani i oczywiście życiorysy są bardzo interesujące. U mnie pojawiają się oni w tle opowieści, bo to nie miała być książka o bohaterach historycznych, tylko o zwykłych ludziach, niezbyt bogatych i spoza wielkiego świata. Rodzice Janeczki to podupadli ziemianie, Antoni pochodzi z rodziny chłopskiej. Poznają się po pierwszej wojnie światowej. Oboje mają aspiracje – ona chce zostać nauczycielką i zamieszkać w mieście, on – by to jej marzenie spełnić – zaciąga się do powstającej policji.
P: W „Dzwonach o zmierzchu” poruszasz tematykę patriarchatu. Ówczesna kobieta była podporządkowana mężczyźnie. Ale pokazujesz, że mogło to przybierać różne formy: od przemocy, po opiekuńczość i adorację. Skąd te różnice?
MG: Różnice była zawsze – kiedyś i teraz. Wszystko zależało od rodziny, środowiska i kultywowanych w ich obrębie tradycji, a także od charakteru ludzi. Chciałam podkreślić, że nic nie jest czarno-białe i proste. I że czasami człowiek nie jest w stanie wyjść poza własne przekonania, nieważne jakim szacunkiem czy uczuciem darzy swoją partnerkę.
P: Czy uważasz, że podstawą małżeństwa jest porozumienie i zgodne zainteresowania czy wzajemne uzupełnianie i kompromisy?
MG: Jeśli jest zrozumienie i bliskość to mamy bardzo silną podstawę. Wtedy naturalne stają się kompromisy, nie sprawia problemu własna przestrzeń, której każdy potrzebuje, bo mamy gdzie i do kogo wrócić. Ale zrozumienie i szczerość to niezbędne uzupełnienie miłości.
Doświadczenia i niepowodzenia
P: Problemy zdrowotne, a konkretnie niemożność zajścia w ciążę odciskają silne piętno na głównej bohaterce. Skąd pomysł na poruszenie takiego drażliwego dla wielu kobiet tematu?
MG: To ważny temat. Nie uważam, że macierzyństwo (czy tacierzyństwo) świadczy o wartości człowieka, natomiast jet to ogromne wyzwanie i odpowiedzialność. Doświadczenie, które wywraca świat do gry nogami i sprawia, że inaczej patrzymy, dokonujemy innych wyborów. Tak działa również staranie, które nie kończy się spełnieniem, dążenie zakończone niepowodzeniami. Wszystko to, co przeżywamy nas zmienia. Moi bohaterowie z jednej strony przeżywają swoje problemy razem, z drugiej nie ma między nimi pełnego zrozumienia, co oddala ich od siebie. Chciałam pokazać, że takie sytuacje nie są jedynie znakiem naszych czasów, że naszym babciom i prababciom ten temat również był bliski.
P: Które motywy i sceny były dla Ciebie najtrudniejsze do opisania?
MG: Sceny związane z przemocą. Wiedziałam, że w prologu chcę opisać krzywdę kobiet podczas napadu bolszewików na miasto, ale zwlekałam z tym dość długo i ta scena długo potem we mnie tkwiła. To swego rodzaju mój hołd dla tych kobiet, bo opisana na początku książki sytuacja wydarzyła się naprawdę, dokładnie w tym miejscu.
Dalsze losy Gardowskich
P: Czy lubisz postaci, które tworzysz? Czujesz do nich sympatię?
MG: Wzbudzają we mnie różne emocje. Niektórzy mnie złościli albo irytowali, innym współczułam czy kibicowałam. Z rodziną Gardowskich po prostu się zżyłam, jakby byli moja rodziną, czasem nawet podczas spaceru po mieście łapię się na myślach typu „tutaj Janka kupowała babeczki dla córki“.
P: Dokąd zabierzesz swoich bohaterów w kolejnym tomie i na jakie próby wystawisz?
MG: Pozostaną w Płocku, ale nie będzie im brakowało emocji. Mogę zdradzić, że postawię ich przed pokusą przekroczenia swoich granic, ale czy ulegną to już Czytelnicy sami się przekonają, nie chciałabym niczego zdradzać.
Plany Garkowskiej
P: Jakie były reakcje czytelników po lekturze pierwszego tomu sagi? Czy obawiasz się opinii o drugiej części?
MG: Spotkałam się z dobrymi recenzjami, szczególnie od Płocczan, którzy mogli bliżej poznać swoje miasto. Niektórzy nawet odnaleźli na kartach powieści wspomnienie o swoich przodkach, a na pewno z nostalgią traktowali opisane miejsca. Jeśli chodzi o drugi tom obawiam się troch reakcji na to co zgotowałam moim bohaterom.
P: Jakie są Twoje dalsze plany literackie?
MG: Trudno mi w tej chwili mówić o konkretach, mogę zdradzić, że na pewno pojawi się w tym roku mała niespodzianka ode mnie. Mam też przygotowaną powieść o córce Janki i Antoniego – Michalinie, ale na razie nie mam co do niej planów.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów literackich.
A Waszej lekturze polecam „Dzwony o zmierzchu. Wbrew wszystkiemu”, czyli pierwszy tom sagi o międzywojennym Płocku.
Tagged with: Małgorzata Garkowska, międzywojnie, Płock, XXw