432 (27).”Miłość na gigancie” Anita Scharmach
432 (27).”Miłość na gigancie” Anita Scharmach
Wydawnictwo Prószyński
232 strony, oprawa miękka
2019
Książki mają w sobie coś tajemniczego, nie tylko niosą świetną fabułę, ale pachną, niemal uwodzą swoim zapachem, wołając: Czytaj!
Co mają ze sobą wspólnego kot, księgowa i zdjęcie kupy? Jak się okazuje – bardzo wiele! Dowodzi tego Anita Scharmach w swojej najnowszej powieści. Muszę przyznać, że autorka dużo ryzykowała proponując mi sięgnięcie po „Miłość na gigancie”. Mimo, że osobiście bardzo lubię Anitę i podziwiam jaki ma wpływ na czytelników, to moja pierwsza przygoda z jej twórczością nie była udana… Jednak ta książka była dla mnie świetną przygodą a jedyne co mogę jej zarzucić to zakwasy na brzuchu spowodowane wybuchami śmiechu.
– Widzisz, a sztuką jest, żeby kobieta krzyczała w łóżku, a nie poza nim!
„Miłość na gigancie” to komedia, powiedzmy, że romantyczna. Jednak autorka nie poprowadziła historii prosto od punktu A do B i nie stworzyła oczywistej i przewidywalnej opowieści. Ona nakręciła tam zakrętów i supełków tak, że zastanawiałam się w pewnym momencie, o czym tak naprawdę jest ta książka. I zdradzę Wam coś: nadal nie wiem 😉 Na pewno jest o kotach i tutaj wielkie chapeau bas za autentyzm i propagowanie adopcji bezdomniaków i dbałości o „braci mniejszych”. A tak poza tym to „Miłość na gigancie” jest o… życiu, wraz z jego różnymi odcieniami – przez intrygi w pracy, seksoholizm, problemy mieszkaniowe po miłosne perypetie. Wszystkiego po trochu, w dobrze wyważonych proporcjach.
– Jest jak każdy inny facet. Rzuca skarpety koło łóżka, pierdzi przy oglądaniu telewizji i drapie się po dupie, kiedy zagląda do lodówki. Ale jest mój.
To, co mi się spodobało w powieści Anity Scharmach to humor – satyryczny i często objawiający się w formie dialogów lub gagów z życia wziętych – oraz brak wybielania i osładzania bohaterów. Nie lubię, gdy stawia się ich na piedestale i nie nadaje im żadnych negatywnych cech. Postaci w „Miłości na gigancie” są realistyczne właśnie przez to, że kłamią, denerwują się, miewają kaca i myślą o swoich przyjemnościach. Jak każdy normalny człowiek. Jeśli miałabym podsumować tę powieść jednym słowem, napisałabym: życie.
– Ale ja nie jestem w ciąży. Jestem po prostu taka gruba – powiedziała nad wyraz łagodnie.
Jeśli ciekawi Was, co może nawywijać kot Manfred oraz jego właścicielka, sięgnijcie po powieść „Miłość na gigancie”. Ta książka zapewni Wam chwile relaksu i uśmiechu, ale także refleksji, ponieważ pod przykrywką komedii skrywa się wiele trudnych tematów. Anita Scharmach zrobiła, według mnie, milowy krok naprzód jeśli chodzi o literackie umiejętności i warsztat. Nie żałuję, że dałam drugą szansę jej twórczości i Was też zachęcam do takiej odwagi.
Książka ukazała się nakładem
Tagged with: Anita Scharmach, kot, księgowa, Manfred, mieszkanie, Miłość na gigancie, Prószyński, ucieczka