441 (36). „Żyj i pozwól żyć” Hendrik Groen
441 (36). „Żyj i pozwól żyć” Hendrik Groen
Wydawnictwo Albatros
319 stron, oprawa miękka
2019
– Moim zdaniem jesteś po prostu za leniwy na emocjonujące życie […]. Albo za tchórzliwy. Albo jedno i drugie.
Emeryta Hendrika pokochałam dzięki „Małym eksperymentom ze szczęściem” oraz „Dopóki życie trwa”. Tym razem sarkastycznego staruszka zastąpił ironiczny pięćdziesięciolatek, który ma dość nudnego i monotonnego życia, więc postanawia wszystkich wykiwać i… urządzić własny pogrzeb! „Żyj i pozwól żyć” to szczere i pełne gorzkiego humoru spojrzenie na życie przeciętnego średniolatka. Nudna monotonna praca, rutyna i brak zrozumienia w małżeństwie, brak perspektyw na zmiany. Gdy przed Arturem Ophofem los stawia nieprawdopodobną okazję, ten postanawia ją wykorzystać. Z pomocą dwóch przyjaciół od golfa i przekupionego przedsiębiorcy pogrzebowego rozpoczyna przygotowania do mistyfikacji swojej śmierci, by móc rozpocząć nowe, ekscytujące życie.
Kiedy przyszedł czas na rozpoczęcie emocjonującego życia, zakochałem się w Afrze. I to po uszy. To troszkę pokrzyżowało mi plany.
Autor ze smutną precyzją ukazuje proces powolnego rozpadu małżeństwa. Od ekscytacji i motyli w brzuchu, przez sprzeczki i utarczki aż po rutynę i obojętność, która sprawia, że dwoje ludzi żyje kompletnie obok siebie, nie razem. Artur przestaje widzieć w swojej żonie jakiekolwiek zalety, czuje się coraz bardziej rozdrażniony jej charakterem, wyborami, poglądami. Coraz więcej mają wobec siebie do ukrycia. To dość gorzka refleksja nad tym etapem małżeństwa, w którym do wyboru jest męczyć się z osobą, której już się nie kocha, dla świętego spokoju i wygody, albo podjąć bardziej radykalne kroki. Bohater książki robi coś pośredniego, bo do otwartego odejścia brak mu odwagi…
To ja jestem tym nieudacznikiem, który nie potrafi być tym, kim by chciał.
Ręka do góry wszyscy, którzy mieli ogromne plany, a nic z nich nie wyszło. Jeszcze piętnaście lat temu myślałam o podróżach, ekscytujących przeżyciach i swoich przyszłych wielkich osiągnięciach. Teraz ugrzęzłam z trójką dzieci w ślepej uliczce. Podobnie bohater, wyrzucony z pracy przy redukcji etatów, mieszkający na nielubianych przedmieściach i za jedyną rozrywkę mający piątkowe wypady na golfa. To zdecydowanie nie jest szczyt jego marzeń. Nic dziwnego, że gdy trafia się okazja na zmianę, łapie się jej rękoma i nogami. Czy mając na karku pięćdziesiąt lat można zacząć życie od nowa? Skreślić przeszłość i w pewnym sensie „zabić” samego siebie?
– To zupełnie tak jak z tym niemieckim trenerem piłkarskim, który ciągle wkłada rękę do spodni, maca się po jajach, a potem wącha palce.
„Żyj i pozwól żyć” to powieść napisana z sarkazmem i ironią. Wytyka wiele ludzkich wad, naśmiewa się ze słabości, wyolbrzymia pewne sytuacje. Ale pod płaszczem rubasznego humoru ukrywa się warstwa egzystencjalno-filozoficzna. Autor zadaje mnóstwo pytań o sens życia, umieranie, odpowiedzialność za drugiego człowieka. To swoiste rozmyślania o tym, czy pierwszeństwo ma egoizm czy empatia.
To jedna z najsmutniejszych i najczęściej wypieranych twardych prawd życia: miłość rzadko kiedy znajduje swój happy end. Niemal zawsze zaczyna się od kulminacji, a kończy w ziejącej pustce.
Z jednej strony można tę książkę potraktować jako komedię, poniekąd kryminalną. Z drugiej strony to swoisty pamiętnik faceta w średnim wieku, który skarży się na swoje nieudane życie i szuka przyczyn takiego stanu rzeczy. We mnie Powieść Groena wzbudziła mieszane odczucia. Czasem wywoływała śmiech, a czasem wzruszenie. A przede wszystkim zmusiła do myślenia i analizowania własnych przeżyć. Czy i ja zdecydowałabym się na taką mistyfikację? Czy znalazłabym w sobie siły by zaplanować śmierć i pogrzeb oraz by odciąć się od wszystkiego, co znam?
Z wielką chęcią zastosowałbym niektóre z tych zaburzających rutynę pomysłów na własnym pogrzebie. Jeszcze po śmierci narobić trochę zamieszania.
Ta książka spodoba się czytelnikom w każdym wieku, chociaż ci dojrzalsi wyciągną z niej więcej przez odniesienia do własnych przeżyć. Bo „Żyj i pozwól żyć” to historia, która łączy w sobie wiele realistycznych wydarzeń. Może poza wątkiem zaplanowanego pogrzebu. Nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem w życiu, ani w książce.
W miarę upływu czasu w płaszczu naszej miłości pojawiły się poważne dziury.
Jednym z najważniejszych motywów jest rozpad związku głównego bohatera. Co ciekawe, w książce pojawiają się też fragmenty pisane oczami Afry – żony Artura. Dzięki temu widać jak postępował ten proces oddalania się i rozrastania drobnych problemów do rangi ogromnych przeszkód. Autor uzmysławia czytelnikowi, że na małżeństwo ma wpływ wiele czynników, w tym na przykład rodziny współmałżonków, ich charaktery, upodobania kulinarne i muzyczne oraz, przede wszystkim szczerość. A tej w pewnym momencie zaczyna brakować w każdym związku…
Prawdę mówiąc, nie wyznaję żadnej religii. Wierzę, że to człowiek stworzył Boga, a nie odwrotnie.
Powieść Hendrika Groena łamie stereotypy i konwenanse. Jest satyrą na współczesne społeczeństwo, kult wygodnego życia, sztywne poglądy i normy społeczne. To taka historia „a co by było,gdyby…”, w której komedia miesza się z gorzkimi refleksjami, a obyczaj z lekkim kryminałem. Naprawdę warto po nią sięgnąć!
Książka ukazała się nakładem
Tagged with: Artur Ophof, golf, Hendrik Groen, mistyfikacja, pogrzeb, zaplanowana śmierć, Żyj i pozwól żyć