481(9). „Serce z kamienia” Katarzyna Misiołek — PRZEDPREMIEROWO, PATRONAT!
481(9).„Serce z kamienia” Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo Książnica (Publicat)
360 stron, oprawa miękka
2020
Jestem żoną, jestem matką. A matka powinna, matka musi.
Katarzyna Misiołek swoją twórczością przyzwyczaiła mnie do szarpania emocjami. Z każdą kolejną książką wbija się w moją duszę i zagnieżdża w sercu. Szczególnie wtedy, gdy jak w „Kryształowych motylach” lub tutaj, w „Sercu z kamienia” porusza tematykę macierzyństwa i jego wyzwań. Świat wykreowany przez autorkę nie jest tak różowy, jak złudnie pokazuje to okładka. Zresztą podobnie jest w prawdziwym życiu, w którym na pokaz jesteśmy piękni, mądrzy i silni, a w środku sypiemy się i walczymy ze słabościami. Czasem walka między pozorną idealnością a normalną codziennością bywa tak przytłaczająca, że tylko desperacki krok może nas obudzić. Nas i ludzi wokół nas. Bo często przyczyną depresji jest brak wsparcia bliskich, a czasem wręcz presja otoczenia. To słynne „matka musi”. Och jakże ja nienawidzę tych słów…
Teraz marzę tylko o tym, żeby przeżyć kolejny dzień, tydzień, miesiąc. Żeby radzić sobie z życiem, które nagle wymknęło mi się spod kontroli. Kiedyś było moje, starannie wyreżyserowane, wymarzone…
Weronika była kiedyś modelką, wyszła za przystojnego biznesmena, urodziła dwie śliczne córeczki. Scenariusz iście bajkowy, prawda? Jednak nic nie jest tak piękne i proste, jak może się wydawać. Kobieta spełnia swoje ambicje prowadząc blog, na którym chwali się swoimi słodkimi księżniczkami. Jednak pasja zaczyna przeobrażać się w interes a swobodny czas spędzany z dziećmi zastępują wyreżyserowane sesje. Do tego Weronikę zalewają nienawistne wiadomości, bo jak wiadomo sukces produkuje zazdrośników, a w internecie tak łatwo hejtować… Żeby tego było mało kobieta odkrywa, że jest w kolejnej ciąży. Nieplanowanej i wcale niewymarzonej…
Jej głos jest łagodny, ale wyczuwam w nim nie do końca idealne aktorstwo. Mówi jak do małego dziecka, które trzeba skarcić dla jego dobra…
Bohaterkę „Serca z kamienia” poznajemy na terapii, której poddaje się po tym jak doprowadziła do tragedii. Dopiero potem kroczek po kroczku odkrywamy, co zaprowadziło tę piękną i zdawałoby się spełnioną kobietę na skraj przepaści. Katarzyna Misiołek wzięła na warsztat trudny, ale bardzo ważny i niestety nieustająco aktualny temat depresji. My kobiety, ze względu na swoją wrażliwość, burze hormonalne i wciąż niestabilną sytuację społeczną jesteśmy na nią szczególnie narażone. Ile jest wśród nas takich, które pracują zawodowo, zajmują się domem i we wszystkim dążą do perfekcji? Bo przecież dom musi być posprzątany, dzieci czyste i wybawione a mąż zadowolony w łóżku… Z taką sytuacją boryka się Weronika, a nawarstwiające się błahe i większe problemy w pewnym momencie zasypują ją lawiną.
Kocham moje dzieci, ale czasem ich nie lubię.
To właściwie moja życiowa dewiza, dlatego nie trudno mi zgodzić się z Weroniką. Można kochać swoje dzieci i góry dla nich przenosić, ale bywają momenty kiedy chce się je wystawić za drzwi z karteczką „oddam za darmo”. Niech pierwsza kamieniem rzuci matka, która nigdy nie straciła cierpliwości, nie miała dość marudzenia i fochów swoich maluchów i nie marzyła o tym, by wrócić do czasów „sprzed dzieci”. Bohaterka najnowszej powieści Katarzyny Misiołek jest taką typową matką, w której ja odnajduję bardzo dużo swoich cech i przeżyć. Nie dość, że porusza się w internetowym świecie zderzając z wirtualnymi problemami, to także jej prawdziwe życie, wbrew pozorom, nie jest usłane różami.
Wieczorem wrzuciłam na bloga zdjęcie Wiktora z dziewczynkami i momentalnie zaczęły napływać entuzjastyczne, pełne wykrzykników komentarze. Idealna rodzina! Jaki przystojny mąż!!! Piękni i szczęśliwi! Sielanka! Czytałam je jeden po drugim, połykając gorzkie łzy.
Lubię, gdy bohaterowie w książkach są wiarygodni, dobrze osadzeni w realiach i wywołują emocje. O ile Weronika raz wzbudzała moją sympatię, innym razem drażniąc, to jej mąż ewidentnie mnie wnerwiał. Wiktor to typowy bubek, który myśli, że skoro on przynosi do domu kasę ( i to niemałą) to jest już panem i władcą, któremu trzeba podać ciepły obiad, uciszyć dzieci i rozkraczyć nogi. O jak on mnie wkurzał… Bagatelizowanie problemów Weroniki i sprowadzanie jej do roli perfekcyjnej pani domu czyni z niego głównego sprawcę dramatu, który rozgrywa się na kartach tej powieści. I to, oprócz depresji, jest jednym z najistotniejszych wątków „Serca z kamienia”. Relacje małżeńskie powinny opierać się na wzajemnym szacunku, przyjaźni i możliwości polegania na drugiej osobie w ciężkich chwilach. A tutaj mamy praktycznie dwójkę obcych ludzi, niezainteresowanych wzajemnymi potrzebami, połączonych wspólnym adresem i dziećmi. Z wiecznymi pretensjami do siebie, awanturami i samotnością.
– Nie wygaduj bzdur, Weronika! Nie masz żadnej depresji, jesteś zmęczona, i tyle.
Niedawno obchodzono Światowy Dzień walki z depresją. Chorobą, którą wiele osób bagatelizuje, naśmiewa się z chorych i daje „dobre rady” w stylu: uśmiechnij się, idź na spacer, przestań marudzić… A potem dziwimy się rosnącym statystykom samobójstw. Pójście do psychologa czy psychiatry traktujemy jak fanaberię, a przecież leki od kardiologa czy innego specjalisty łykamy bez protestu. Dlaczego? Bo matka powie córce, że przesadza i jej było ciężej. Bo mąż stwierdzi, że to babskie fochy i niech się lepiej zajmie dzieckiem, bo do tego się nadaje. Bo znajomi pod maską uśmiechu nie zobaczą rozpaczy i wołania o pomoc, tylko co najwyżej poklepią po plecach i powiedzą, że świetnie sobie radzi.
Nie kochałam tego dziecka i nie potrafiłam sprawić, żeby było inaczej. Przeszkadzało mi, drażniło, zawadzało jak wbita w stopę drzazga.
Nigdy nie zawiodłam się na powieści Katarzyny Misiołek. Po każdą kolejną sięgam z zachłannością i drżeniem, a koniec lektury pozostawia we mnie mnóstwo emocji i wrażeń. Tak było i tym razem. „Serce z kamienia” to powieść o wielu wątkach, w których każdy odnajdzie coś dla siebie. Jest tutaj motyw „obcych małżonków”, depresji, oczekiwań społecznych, hejtu i znieczulicy. Na niektórych sprawach autorka skupia się mocniej, inne delikatnie muska pozostawiając niedosyt. Przede wszystkim nie osładza i nie ubarwia historii ani nie wybiela bohaterów. To ludzie z krwi i kości, którzy borykają się z drobnymi i ogromnymi problemami, popełniają błędy, mają swoje sympatie i antypatie. Myślę, że ta powieść niejednej kobiecie otworzy oczy i pozwoli uwolnić z toksycznej relacji, albo przynajmniej pokaże, że nie jest sama w swojej sytuacji. Młodym matkom uzmysłowi, że mają prawo czuć się źle, niekomfortowo i głośno o tym mówić. To kolejna wartościowa pozycja, która powinna zagościć w biblioteczce każdej kobiety!
Książka ukazała się nakładem
Tagged with: depresja, Depresja poporodowa, katarzyna misiołek, Książnica, psycholog, Publicat, serce, Serce z kamienia
Już zamówiłam. I widzę ,że trafiłam z wyborem. Recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu , że na pewno się nie zawiodę .
Już zamówiłam. I widzę ,że trafiłam z wyborem. Recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu , że na pewno się nie zawiodę .
Chciałabym przeczytać.
Gratuluję patronatu!
Pingback: […]ucałujcie te matki, które wychowały mężczyzn na Waszych partnerów. – o „Sercu z kamienia” z Katarzyną Misiołek – Przeczytanki.pl (Edit)