431(26). „Jeszcze się kiedyś spotkamy” Magdalena Witkiewicz
431(26). „Jeszcze się kiedyś spotkamy” Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo Filia
517 stron, oprawa miękka
2019
Są symbolem tego, że w życiu nie zawsze warto czekać. Tego, że należy się cieszyć chwilą i każdego dnia być wdzięcznym za to nasze życie.
„Jeszcze się kiedyś spotkamy” Magdaleny Witkiewicz to opowieść o miłości, przyjaźni i… czekaniu. O tym, że z filiżanek można, a nawet trzeba pić herbatę, gdy ma się na to ochotę, a nie czekać na wyjątkową okazję, która może nie nadejść. To też w ciekawy sposób przemycona teoria o psychologii transgeneracyjnej, dziedziczeniu traum i epigenetyce. Zaskakujące prawda? Nie martwcie się, to nadal pełna ciepła i wzruszeń powieść obyczajowa z happy endem. Chociaż niekoniecznie takim, jakiego można by się spodziewać.
Wtedy nie myśleli o tym, że los może szykować dla nich wiele smutnych niespodzianek. Nie brali pod uwagę tego, że w życiu nie zawsze są szczęśliwe zakończenia.
W powieści Magdy Witkiewicz poznajemy losy Adeli i Franciszka oraz ich przyjaciół, którzy trafili w środek wojennej zawieruchy. Jako mieszkańcy Grudziądza zostali praktycznie zmuszeni do podpisania folkslisty a mężczyzn wcielono do oddziałów Wermachtu i wysłano na wschodni front. Autorka porusza trudny i kontrowersyjny temat i pokazuje, że podział na „złych Niemców” i „dobrych Polaków” to sztuczna granica, nie mająca nic wspólnego z prawdą. A słynne dokuczenie „dziadkiem w Wermachcie” nie ma pokrycia w charakterze i patriotyzmie. „Jeszcze się kiedyś spotkamy” to chyba najbardziej autentyczna i oparta na historycznych faktach powieść Witkiewicz. I to widać w każdym dopracowanym szczególe: nazwy ulic, dokładna topografia, wiele wojennych faktów, detale dotyczące posiłków czy strojów.
– Możesz nadal się uśmiechać do świata. – Franciszek przytulił żonę.
– Mogę, ale świat tak rzadko się uśmiecha ostatnio do mnie.
Połączenie współczesności z opowieścią z czasów wojny podkreśla wysuniętą tezę o dziedziczeniu wspomnień i określonych zachowań. Dlatego „dzisiejsza” Justyna nieświadomie naśladuje czekającą na ukochanego babcię Adelę. Przyznaję, że bardziej mnie wzruszyła historia wojenna, ale chyba nic w tym dziwnego, bo czas walki o życie, rozdzielenie bliskich, głód i strach o przyszłość niesie ogromny ładunek emocjonalny. Natomiast współczesna historia była autentyczna, chociaż bohaterka z lekka mnie irytowała. Chociaż jeśli jej niezdecydowanie wytłumaczyć epigenetyką…
Dlaczego Hitler się bawi nami, jak pionkami na szachownicy? Przestawia je po swojemu i kompletnie go nie obchodzi, jak się któreś pogubią, bo wie, że może sobie wziąć nowe…
W najnowszej powieści Magdalena Witkiewicz poruszyła temat bezwolności wobec silniejszego, pazerności i ukrytej w człowieku dobroci. Jednak tym razem udało jej się mnie zaskoczyć, bowiem stworzyła czarny charakter, bez grama współczucia czy ciepła. Na dodatek zakończenie nie jest typowym słodkim happy endem. Jest zaskakujące i zmuszające do myślenia. Zapamiętywalne. Ja po lekturze czuję niedosyt. Z chęcią poznałabym losy pozostałych bohaterów, odkryła kilka bocznych wątków, uzupełniła pewne niedopowiedzenia. Mam wrażenie, jakbym poznała fragment ogromnej układanki, w której zazębiają się losy wielu postaci. A może jest gdzieś tam historia mojej rodziny?
Kobiety w czasie wojny musiały zmagać się z takimi przeciwnościami losu, jakie zniszczyłyby niejednego mężczyznę.[…]To też było bohaterstwo. Często zupełnie niedoceniane.
„Jeszcze się kiedyś spotkamy” jest dla mnie najlepszą powieścią Magdaleny Witkiewicz. I nie piszę tego dla poklasku, czy z sympatii. Po prostu czuję, że ta historia zostanie ze mną na dłużej. Niesie ona ze sobą ważne przesłanie: korzystaj z życia i idź naprzód. Warto kochać i mieć nadzieję, ale by być szczęśliwym, nie można czekać na cud, tylko wziąć swoje życie we własne ręce i ten cud sobie stworzyć. Opowieść o Adeli i Franciszku jest zaprzeczeniem historii o księżniczce zamkniętej w wieży, która czeka na rycerza, by ją uratował. Kobiece postaci w tej powieści mają silne charaktery, utwardzone przez ciężkie przeżycia. Potrafią zadbać o siebie i najbliższych, a determinacją i wytrwałością mogą zawstydzić niejednego mężczyznę.
Ja będę czekał na ciebie, a ty na niego. Może się doczekamy, a może umrzemy ze starości w nieustannym oczekiwaniu, aż się wszyscy spotkamy na tamtym świecie.
Polubiłam ogromnie jednego z bohaterów – Janka i bardzo mu kibicowałam. Jest przykładem miłości cierpliwej, wytrwałej i będącej opoką. Bo motyle z brzucha kiedyś odfruwają, iskra potrafi się wypalić. A wtedy dobrze mieć koło siebie przyjaciela, na którego zawsze można liczyć. Jego czujna i ciepła obecność przy Adeli jest dla mnie wymarzoną formą związku. Przy takiej osobie chciałabym spędzić resztę swojego życia. Ciekawe, czy istnieją naprawdę faceci, którzy stawiają dobro kobiety ponad swoim i potrafią być oparciem w najczarniejszych chwilach?
Miłość to największy rollercoaster na świecie. Skok spadochronowy i freediving w jednym.
Perypetie Justyny – wnuczki Adeli, są prawdziwie wybuchową mieszanką. Od młodzieńczego zauroczenia, po tęsknotę, przez krok naprzód, by za chwilę zrobić dwa w tył. Niezdecydowana, zagubiona, niepewna siebie, czekająca… Przyznam, że do ostatniej strony czekałam na jej decyzję i nie wiedziałam, jakiego dokona wyboru. A nieprzewidywalność to dla mnie ogromny atut książki. Lubię drżeć z oczekiwania i niepewności, być zwodzona na manowce. Uwielbiam, gdy autor mydli mi oczy, by nieoczekiwanie postawić przede mną nowy wątek, czy postać.
To jak z rośliną – niepodlewana usycha. Nie da się pielęgnować kwiatów na odległość.
Książka Magdaleny Witkiewicz poruszyła we mnie czułe struny i zmusiła do zastanawiania, jaką ja podjęłabym decyzję, gdybym była na miejscu bohaterek. Czy czekałabym i wciąż nosiła w sercu nadzieję, że „jeszcze się kiedyś spotkamy”? Czy miałabym odwagę dokonywać rzeczy, które na swoje ramiona wzięła między innymi Adela? Jak zachowałabym się, gdyby mój narzeczony/mąż wyjechał lub zniknął? Jeśli książka nie przelatuje przez myśli, ale zostaje w nich i gdzieś tam uwiera, to znak, że jest dobrze napisana. Bo nie jest sztuką skopiowanie utartych schematów. A podążenie nieodkrytymi ścieżkami i niejednoznaczność literacka to odważna decyzja.
Czasami w życiu trzeba dokonywać wyborów. Nie jest problemem wybrać pomiędzy dobrem i złem. Największą trudnością jest wybrać między dobrem a dobrem. I to w taki sposób, by nikogo nie skrzywdzić.
Niezapominajki od zawsze były i nadal są moimi ukochanymi kwiatami. Teraz na dodatek będą mi się kojarzyć z niezwykła historią ukrytą w filiżance herbaty. Błękitne kwiatki to symbol pamięci. Ale pamiętać nie oznacza tkwić w przeszłości. Zasuszone kwiatki są kruche i tracą aromat. Dlatego warto się nimi cieszyć wtedy, gdy kwitną…
Książka ukazała się nakładem
Tagged with: Adela, druga wojna światowa, dziedziczenie wspomnień, epigenetyka, fakty, Franciszek, germanizacja, Grudziądz, Jeszcze się kiedyś spotkamy, Justyna, Magdalena Witkiewicz, Psychologia transgeneracyjna, rozstanie, Wermacht