Wywiad z Natalią Murawską
Wywiad z Natalią Murawską, autorką książki „Życie jest piękne”
Natalia Murawska to: Studentka psychologii, zafascynowana człowiekiem i ludzką naturą. Niepoprawna romantyczka z duszą wrażliwca, uwielbiająca truskawki, herbatę z cytryną i dobre książki. Od urodzenia jeździ na wózku inwalidzkim, jednakże z każdego dnia stara się wyciągnąć coś pozytywnego. Jej przygoda z pisaniem zaczęła się pewnego zimowego popołudnia, kiedy odważyła się opublikować historię w „magicznej przestrzeni dla początkujących pisarzy”, powszechnie znanej jako Wattpad. (za zaczytani.pl)
„Życie jest piękne” to Twój debiut książkowy, wcześniej publikowany na Wattpadzie, prawda? Czy przerobienie go na formę prawdziwej powieści było trudne?
Tak, “Życie jest piękne” było w całości opublikowane na Wattpadzie i gdy zaczynałam je pisać, miało tam pozostać, bo wydanie było w sferze marzeń prosto z kosmosu, takich co to się je ma, ale raczej się nie liczy na ich spełnienie. Dopiero z biegiem czasu i kolejnymi skończonymi rozdziałami, to wszystko zaczęło stawać się bardziej realne i ze sfery marzeń nie do spełnienie przeszło do sfery ‘a co by było gdyby’ i ‘a może jednak’, przez strefę ‘dobra, spróbuję’ i ‘jej, to się naprawdę dzieję, marzenia mogą się spełnić’, żeby ostatecznie okazać się spełnionym marzeniem. Przerobienie wattpadowej wersji na wersję pod wydanie generalnie nie było jakoś bardziej wymagające, niż to gdybym nie publikowała tego wcześniej na Wattpadzie. Starałam się bardzo, aby od początku historia miała ręce i nogi, a rozdziały nie były zbytnio rwane i usiane dramatycznymi akcjami i pustymi wypychaczami, jak to czasem się kojarzy z publikowaniem w sieci. Oczywiście przed wydaniem trochę nad książką siedziałam, szlifowałam treści, dodawałam pewne elementy, mam wrażenie, że wzbogaciłam opowieść. Powiedzmy, że wersja wattpadowa była solidną bazą dla wersji pod wydanie. Nie zmieniłam jej jakoś dramatycznie i zmiany z pewnością nie były karkołomnym wyczynem, aczkolwiek na pewno przeszłam przez etap doskonalenia wersji pierwotnej i poprawy jakości.
Od czego zaczął się pomysł na historię, którą stworzyłaś?
To był pełen spontan 😉. A tak na serio, pomysł zaczął się od prologu napisanego trochę z nudów i opublikowanego na Wattpadzie. Nie nosiłam się długo z planowaniem, nie rozważałam za i przeciw. Chciałam napisać coś, co sama chętnie bym przeczytała. Ten gatunek i takie tematy przewijały się w książkach, które czytałam, więc w pewnym sensie to było mi dość bliskie. Jak pisałam wyżej, na początku nie wiedziałam, że wydam “Życie jest piękne”, ale już wtedy pisałam tak, aby być z tego zadowoloną i żeby historia była o czymś, a nie takie pisanie dla pisania. Wątki rozbudowywałam stopniowo, trochę intuicyjnie. Można więc powiedzieć, że pomysł to mieszanka zimowego czasu wolnego od szkoły, filmów i książek, które znam i lubię, moich prywatnych emocji i przemyśleń oraz intuicji i przeczucia.
Czy od początku planowałaś stworzyć dwie, współistotne postaci?
Zależy co uznamy za początek😉. Pisząc prolog i pierwszy rozdział, chyba myślałam tylko o Cornelii. Kończąc drugi i zaczynając trzeci rozdział uznałam, że to za mało, że jeżeli przedstawię tylko jedną historię, to będę miała poczucie niedopowiedzenia. Wiedziałam, że w większości przypadków gdy w książce pojawia się narracja z perspektywy dwóch postaci, to zwykle jest to postać kobiety i mężczyzny połączonych romantyczną relacją. Ja natomiast na pierwszym planie chciałam usytuować przyjaźń między dwoma dziewczynami. To ona miała być ważna i istotna dla bohaterek. Stwierdziłam, że dzięki dwóm współistniejącym i wypowiadającym się postaciom, moja opowieść będzie pełniejsza i bardziej wieloaspektowa oraz co równie ważne, że relacja przyjaźni zyska na prawdziwości i szczerości. Chciałam pokazać przyjaźń z obu stron i chciałam również podkreślić, że w przyjaźni nie jesteśmy samotnymi wyspami i relacja jest interakcją dwóch lub więcej osób, które mają swoje osobowości, swoje zwyczaje, swoje życia, swoje problemy i swoje sukcesy i że właśnie to tworzy harmonię. Jeżeli skoncentrowałabym się tylko na jednej bohaterce, to uzyskanie takiego efektu byłoby o wiele trudniejsze, o ile nie niemożliwe. Nadal nie wiem, czy w pełni to ukazałam, ale mam nadzieję, że tak.
Dlaczego osadziłaś miejsce akcji za granicą a nie w Polsce, w miejscu, które dobrze znasz?
Odpowiedź nie wiem pewnie Cię nie usatysfakcjonuje😉. Mogłabym wymyślać jakieś powody, ale tak naprawdę szczerze to nie wiem, dlaczego tak zrobiłam. Naprawdę nie mam pojęcia. Po prostu tak wyszło, na początku podjęłam taką decyzję i potem już tak zostało. Nie zastanawiałam się, czy to dobry czy zły pomysł. Myślę też, że akurat miejsce akcji w tym wypadku nie jest najważniejsze. W “Życie jest piękne” pierwsze skrzypce odgrywa życie dwóch głównych bohaterek. Generalnie nigdzie nie jest powiedziane, gdzie konkretnie osadzone są wydarzenia, bo wyszłam z założenia, że każdy czytający może wyobrazić sobie własne miejsce, ukazując również to, że takie rzeczy dzieją się wszędzie i mogą przydarzyć się każdemu niezależnie od miejsca życia.
Czy sądzisz, że przez niektórych czytelników ta powieść jest odbierana przez pryzmat Twojej niepełnosprawności? Czy spotkałaś się ze stwierdzeniem, że dlatego np. dostajesz pozytywne recenzje?
Co do pierwszego pytania, to wydaje mi się, że tak. Zdarzało mi, że ludzie pytali, czy historia jest oparta na jakichś wątkach autobiograficznych i wówczas zawsze odpowiadałam, że oprócz moich przemyśleń o świecie to cała historia jest od początku do końca fikcją literacką i wytworem mojej wyobraźni. Myślę również, że niektórzy mogą inaczej odbierać przekaz, który starałam się przedstawić w książce. Mam wrażenie, że w społeczeństwie istnieje przekonanie, że słowa ‘życie jest piękne’ wypowiedziane czy napisane przez osobę niepełnosprawną mają inny wydźwięk niż, gdy padają z ust osoby pełnosprawnej. Nie mnie oceniać, czy to właściwe przekonanie czy nie. Oczywiście wszystko co odpowiedziałam na to pytanie to tak zwane moje misie, czyli moje baaardzo subiektywne zdanie. Pewnie żeby uzyskać coś bardziej obiektywnego, musiałabyś spytać osoby, które czytały moją książkę, o to czy odbierały ją przez pryzmat mojej niepełnosprawności😉.
Przechodząc wreszcie do drugiej części pytania – do tej pory nie spotkałam się takimi komentarzami i baaaaaaardzoooo się z tego powodu cieszę. Mimo to nie ukrywam, że czasem się tego obawiam. Z drugiej strony nigdy nie chciałam ukrywać, że jestem niepełnosprawna ani tego jak udało mi się wydać książkę, bo to według mnie po prostu nie miałoby sensu. Jeżeli takie opinie się pojawią to trudno, nie mam wpływu na to, co ludzie myślą i będę musiała to przeżyć, no i mieć nadzieję, że dostaje pozytywne opinie nie dlatego, że jeżdżę na wózku, a dlatego, że to co robię się komuś naprawdę podoba i docenia mój wysiłek jako autorki książki a nie jako osoby niepełnosprawnej.
Czego najbardziej się obawiałaś przed i po publikacji książki?
Chyba głównie tego jak zostanę odebrana i czy ktokolwiek poza moją rodziną kupi książkę. Te obawy miałam przed, po i w trakcie😉. Przed bałam się także, czy poradzę sobie i nie pogubię się we wszystkich wydawniczych kwestiach typu redakcja, wybór okładki itd. itp. Po publikacji miałam stracha przed tym co, znajomi powiedzą, jak się dowiedzą i przed komentarzami, opiniami, wynikiem sprzedaży. Nadal przed czytaniem każdej recenzji serce bije mi zdecydowanie szybciej😉.
Czy cytaty rozpoczynające rozdziały wybierałaś po ich napisaniu, czy raczej były inspiracją?
I przed i po napisaniu rozdziału. Czasem cytat był inspiracją, a czasem spędzałam dodatkowe godziny na szperaniu w Internecie w poszukiwaniu odpowiedniego cytatu.
Czy któraś z bohaterek jest Ci bliższa? Nosi Twoje cechy?
Obie mają część moich cech. Każdej dałam coś z siebie. Chyba osobowościowo jestem bardziej podobna do Cornelii. Tak jak ona uwielbiam czytać, wolę spokojne wieczory od szalonych imprez, zawsze wybieram czerwone żelki i lubię tylko budyń czekoladowy, choć i waniliowy zjem 😊. Mimo to uwielbiam Nat za jej poczucie humoru, charakterek i niezwykłą wręcz siłę oraz upór. Z całą pewnością mogłaby być moją przyjaciółką. Dogadałabym się z nią. Cenię takich ludzi.
Czy masz w planach lub na warsztacie kolejną książkę?
Coś się tworzy. Już nawet w całkiem zaawansowanym stopniu – jestem już zdecydowanie bliżej niż dalej w historii i zaplanowanych rozdziałach. Gdy skończę, na pewno spróbuję w wydawnictwie, bo zależy mi, żeby ten projekt ujrzał światło dzienne. To będzie historia dojrzalsza i chyba bardziej wymagająca emocjonalnie. Już się nie mogę doczekać, aż oceni ją ktoś poza mną, moją siostrą i osobą, która zawsze czyta rozdziały jako pierwsza.Więcej nie zdradzę, żeby nie zapeszać.
Co się zmieniło w Twoim życiu po wydaniu powieści?
Tak spektakularnie to nic 😉. Nadal jestem studentką psychologii, czytającą książki, oglądającą seriale, spotykającą się ze znajomymi. Chyba główną zmianą jest to, że już nigdy nie będę mogła nazwać się debiutantką, no i sporo mnie w Internecie, jak wpiszę moje nazwisko. Dodatkowo poznałam działanie wydawniczego świata przynajmniej w jakimś stopniu, co wcześniej było dla mnie czarną magią. Na pewno nauczyłam się wiele o sobie i o całym procesie wydania, dzięki czemu w przyszłości, przy ewentualnej, hipotetycznej wydawanej książce będę o wiele mądrzejsza i będę wiedziała, o co warto się upominać. No i ostatnia, najważniejsza zmiana – poznałam mnóstwo cudownych ludzi (głównie blogerów, ale także wolontariuszy z fundacji i czytelników), których w innym wypadku w życiu bym nie poznała. To taki mój największy zysk z wydanej książki.
Jakie sceny było Ci najtrudniej pisać i dlaczego?
Najtrudniejsze były chyba fragmenty stricte związane z chorobą. Nie mam przygotowania medycznego, więc musiałam opierać się na informacjach znalezionych w Internecie. Starałam się, jak najbardziej wczuć w rolę osoby chorej na białaczkę i przedstawić to wiarygodnie zarówno pod kątem psychologicznym, zaznaczając, że gdy powstawała książka nie miałam szerokiej wiedzy z psychologii, bo byłam jeszcze przed studiami, jak i pod kątem medycznym. Przynajmniej na tyle na ile wymagała tego moja ambicja i ten gatunek książki. Kolejnym może nie trudem, ale wyzwaniem były na pewno wszystkie sceny emocjonalne. Nigdy nie znalazłam się w takich sytuacjach, jak bohaterki więc musiałam tu wykorzystać swoją wyobraźnię i empatię. Chciałam, żeby to było prawdziwe, żeby czytelnik uwierzył w te emocje, które przedstawiam. Takie fragmenty wymagają od autora wczucia się w sytuację i niemal wejścia w głowę bohatera.
[PYTANIE SPOJLEROWE] Dlaczego happy end?
To ciekawe, ale nikt nigdy mnie o to nie zapytał, a czekałam na to pytanie od początku ;-). Mam kilka powodów. Po pierwsze po prostu lubię happy edny. Jestem taką typową romantyczką, która czeka na ‘i żyli długo i szczęśliwie’ i zawsze mocno przeżywam dramaty bohaterów. Oczywiście smutne zakończenia też czasem są potrzebne i mają swój urok, ale uznałam, że “Życie jest piękne” z założenia miało być mimo wszystko bardzo pozytywne i dające nadzieję. Zależało mi, żeby było takie w całości, nie połowicznie czy częściowo, tylko tak żeby nikt nie miał wątpliwości, że jest dobrze. Że trudności można pokonać. Że można wygrać. Był moment, gdy zastanawiałam się, jakie to zakończenie powinno być i gdzieś z tyłu głowy miałam nawet jego inną wersję, ale wtedy pomyślałam, że w prawdziwym życiu dzieje się wystarczająco złych rzeczy, a książka może być miejscem, w którym mamy szansę na zetknięcie się z dobrym i szczęśliwym zakończeniem, nawet jeżeli jest ono trochę cukierkowe, albo wręcz bajkowe. Kolejnym powodem było to, że mniej więcej w czasie, gdy kończyłam pisać książkę, ludzi których znałam spotkało coś bardzo złego, co miało związek z chorobą. Nie byłam z nimi szczególnie blisko, ale pamiętam, że pomyślałam wtedy, że w realu nie mamy na takie rzeczy żadnego wpływu i bardzo ciężko jest im zapobiec. Co innego w książce… tam jako autorka mogłam zdecydować, mogłam pokierować życiem bohaterów, tak jak nie mogłabym tego zrobić w życiu. I zrobiłam coś, co chciałabym zrobić naprawdę, gdybym miała magiczne moce. Dałam im happy end,którego wtedy potrzebowałam, mimo że byli tylko postaciami z książki.
Dlaczego Twoje życie jest piękne?
Zawsze jak dostaję to pytanie, to się uśmiecham, bo okazuje się, że odpowiedzią na nie wcale nie są jakieś spektakularne, wielkie rzeczy. Moje życie jest piękne, bo po prostu jest. I parafrazując słowa z mojej książki, może nie zawsze wszystko układa się po mojej myśli, ale co z tego, skoro w ogólnym rozrachunku jestem szczęśliwa. Mam super rodzinę, cudownych rodziców, kochaną siostrę, mogę studiować na bardzo fajnym kierunku, mam przyjaciół, na których można liczyć, znam mnóstwo naprawdę genialnych ludzi, udało mi się spełnić wielkie marzenie i mogę spełniać kolejne, mam pełno świetnych wspomnień i nadal mam możliwości, żeby je tworzyć. Można by tak długo wymieniać, ale generalnie chodzi o wszystko co jest i czego nie ma oraz co sprawia, że jestem taka, jaka jestem.
Dziękuję za odpowiedzi i polecam się na przyszłość 😉
Ja również pięknie dziękuję za możliwości udzielania odpowiedzi na tak wnikliwe pytania. No i mam nadzieję, że to nie jest koniec naszej współpracy❤😉
To jak Kochani? Zachęciłam Was do poznania Natalii i jej książki? 😉
Tagged with: autorka, happy end, książka, Natalia Murawska, odpowiedzi, pisarka, pytania, rozmowa, studentka, wywiad, Życie jest piękne
Dziękuję za możliwość odpowiedzi na pytania!❤
Oczywiście 🙂 Ja przeczytam każda książkę Natalii, cały czas czekam na następną!!! Ale Ona wie ❤